wtorek, 31 maja 2011

#155 - Koło Komiksu Collegium Civitas - spotkanie "Superbohaterowie jako opium dla mas"

Koło Komiksu oraz Koło Socjologii Collegium Civitas serdecznie zapraszają studentów oraz fanów komiksów na konferencję zatytułowaną "Superbohaterowie jako opium dla mas". Celem konwersatorium będzie próba uchwycenia mitu komiksowego herosa z zupełnie innej perspektywy. Czy kiedykolwiek bowiem zastanawialiście się, po co tak naprawdę stworzono superbohaterów? Jaka jest ich rola społeczna oraz jaki mają wpływ na przeciętnych czytelników? Jeżeli do tej pory wydawało się Wam, że ich głównym celem jest bawienie i intrygowanie publiczności, to przyjdźcie i przekonajcie się jak jest w rzeczywistości. W trakcie spotkania wykorzystamy dorobek zarówno klasyków socjologii (Max Weber czy Karol Marks), jak również zapoznamy słuchaczy z teoriami mniej znanych specjalistów. Szczególną uwagę zwrócimy na polskiego badacza Stefana Czarnowskiego, ucznia samego Emila Durkheima, który analizował kult bohaterów oraz ich podłoże społeczne.

Wszystkich zainteresowanych zapraszamy na XII piętro Pałacu Kultury i Nauki w czwartek, 2 czerwca na godzinę 15:00 w Sali 1222.

czwartek, 19 maja 2011

#153 - Historia fabryki [Mei]

Z tekstu na blogu Kopiec Kreta wynika, że nakład Historii fabryki rozszedł się dużo szybciej od nakładu Księżniczki, w sieci można znaleźć trochę więcej recenzji niż ostatnio. Czyli o Mei jest nieco głośniej niż wcześniej, co i tak śmieszy, bo powinno być o niej głośno już od dawna. Przynajmniej moim zdaniem, można się z tym nie zgadzać. Autorka zrobiła już jednak tyle, wydała kilkanaście numerów Nansze, współpracowała z wieloma innymi zinami, konsekwentnie pracuje nad swoimi umiejętnościami (przy czym widać, że ciągle sprawia jej to radość), a przede wszystkim jest na tyle dobra w tym, co robi, że "sukces" w postaci sprzedania 20 egzemplarzy komiksu (to chyba i tak lepiej, niż w przypadku Księżniczki) może brzmieć jak jakiś żart. I nie twierdzę, że twórczość Mei ma predyspozycje do znalezienia się na półkach w każdym Empiku, bo nie ma, jej opowieści są jednak zbyt specyficzne i nieprzystępne, ale należy jej się trochę więcej.

Jak mało kto w tego typu historiach, autorka z powodzeniem przemyca do scenariuszy swoją osobowość. Czytelnik wcale nie ma do czynienia z komiksem autobiograficznym, a jednak znajdzie w nim więcej Mei niż mógłby się spodziewać. To główny atut Historii fabryki, kolejnym jest atmosfera panująca na stronach jej wydawnictwa. W to trzeba jednak uwierzyć mi na słowo i przeczytać całość samemu (o ile autorka zrobi jakiś dodruk), bo pisząc o samym pomyśle na scenariusz, chyba trudno byłoby przekonać kogokolwiek o jego zaletach - komiks opowiada o kilku dziwnych postaciach, między innymi o Eryku, który bardzo lubi gotować, ale oprócz tego musi znaleźć jakąś pracę i zatrudnia się w tytułowej fabryce, gdzie mają miejsce bardzo dziwne i nieprzyjemne rzeczy. Inni bohaterowie to między innymi Alien (imię mówi samo za siebie) oraz krab Janusz. Przekonałem kogoś? Nie? Tak myślałem. A jednak naprawdę warto spróbować. Chwaliłem Księżniczkę, Historia fabryki jest jeszcze lepsza.

Kreskę Mei można uwielbiać lub jej nie znosić, ja należę do tej pierwszej grupy. Jej brzydkie, nieestetyczne rysunki podobają mi się już od dłuższego czasu. Tym razem autorka postawiła na mniejszą ilość szczegółów niż ostatnio, na stronach znajduje się też mniej kadrów, co wyszło jej komiksowi na dobre. Tak trzymać.

Historia fabryki jest lepiej narysowana niż Księżniczka, ma ciekawszy scenariusz, prawie dwa razy więcej stron i kolorową okładkę, a także prezent w postaci zestawu pocztówek dla zamawiających. I nakład w postaci 20 egzemplarzy, który już się wyczerpał, więc chyba nie polecam zakupu, za to namawiam do poproszenia Mei o jakiś dodruk. Jeśli zbierze się kilka osób, może będzie to miało sens. Komiks kosztuje 7zł, śmieszna cena za coś tak fajnego.

środa, 11 maja 2011

#152 - Rany wylotowe [Rutu Modan]

Na ostatniej stronie okładki jednej z najnowszych pozycji Kultury Gniewu Joe Sacco stwierdza, że Rany wylotowe umieszczają Rutu Modan "w czołówce publikujących dziś artystów komiksowych". No nie wiem. Do tego jeszcze między innymi nominacja do Nagrody im. Goscinny'ego na Międzynarodowym Festiwalu w Angoulême i Eisner za najlepszą powieść graficzną roku 2008. Wszystko to sprawia, że można się nastawić na nie wiadomo jakie arcydzieło, a Exit Wounds to po prostu dobra, naprawdę dobra opowieść. Warto ją przeczytać, warto mieć ją u siebie na półce, natomiast nie warto brać jej do ręki oczekując jakiegoś cudu, bo można się trochę rozczarować. Proponuję więc nie zwracać uwagi na przejaskrawione - oczywiście według mnie - pochwały, nie liczyć na coś więcej niż przyzwoitą rozrywkę i sprawdzić samemu, co napisała i narysowała Rutu Modan. Powinniście być zadowoleni.

Kobi Franco, główny bohater komiksu, nie ma za dobrych relacji z Gabrielem, swoim ojcem. Nie widzieli się już od dawna i nie mają ochoty się widzieć, ale Kobi cały czas łudzi się, że jeszcze dadzą radę się pogodzić, tyle że kiedyś. Za jakiś czas, jeśli akurat będzie okazja. Pewnego dnia dowiaduje się jednak, że niezidentyfikowaną ofiarą niedawnego samobójczego zamachu bombowego w Izraelu może być właśnie jego ojciec. Dowiaduje się tego dzięki Numi, młodej dziewczynie, jak się okazuje, dziewczynie Gabriela. Kobi postanawia wyruszyć na poszukiwania, choć tak naprawdę nie ma żadnej pewności, że tajemnicza śmiertelna ofiara to jego ojciec, który i tak od dłuższego czasu nie dawał znaku życia.

Rutu Modan potrafi obserwować i opowiadać. Rany wylotowe mówią o ważnych rzeczach w nienachalny sposób, a cała historia sprawia wrażenie idealnie przemyślanej i pozbawionej zbędnych szczegółów. Miałem takie odczucia również dzięki rysunkom, które na pewno są oryginalne, co doceniam, jednak nie mogę napisać, że szczególnie mnie zachwyciły. Scenariusz jest o wiele ciekawszy. Wzbudził moje zainteresowanie prawie od samego początku i nie rozczarował zakończeniem. Finał zrobił nawet coś więcej, pokazał, że najważniejsza była sama opowieść, niekoniecznie puenta. Moim zdaniem jest idealnym podsumowaniem całej historii. Spodziewałem się czegoś banalnego, ale na szczęście autorka pokazała klasę, a ostatnia strona to jeden z najlepszych momentów jej komiksu.

W moim przypadku Ranom wylotowym trochę zaszkodziły wszystkie niezasłużone pochwały - gdybym nie przeczytał ich przed lekturą, komiks Rutu Modan spodobałby mi się dużo bardziej. To jedna z wielu dobrych opowieści obrazkowych, z jakimi spotkałem się w ciągu kilku ostatnich miesięcy, nic wybitnego, jednak mimo wszystko na pewno wartego przeczytania. Pewnie dużo bardziej, niż wynikałoby to z mojej recenzji.

wtorek, 3 maja 2011

#150 - Zbyt cool, by dało się zapomnieć [Alex Robinson]

Siłą Wykiwanych, innego wydanego w Polsce komiksu Alexa Robinsona, było wymyślenie sześciu kompletnie różnych postaci, a następnie połączenie ich losów, dopracowując wszystko tak, że musiało to zrobić wrażenie na wielu czytelnikach. Na mnie zrobiło. Nie musiałem się zastanawiać, kiedy Timof zaproponował Zbyt cool, by dało się zapomnieć. W tej krótkiej opowieści o niewielkim formacie autor nie zastosował tego samego patentu, co poprzednio, więc miałem okazję zobaczyć, jak sprawdza się w zupełnie innej konwencji. Może historia, która nie jest oparta na tym, czym zdobyli moją sympatię Wykiwani, nie jest już tak dobra? A może będzie jeszcze lepsza?

Przede wszystkim jest inna. Poza nazwiskiem autora i jego kreską oba przeczytane przeze mnie komiksy Robinsona nie mają ze sobą wiele wspólnego.
Główny bohater Zbyt cool, by dało się zapomnieć, Andy Wicks, tak długo bezskutecznie rzucał palenie, że w końcu postanowił poddać się hipnozie. Ostatnia deska ratunku, w którą sam nie wierzy, ale przynajmniej żona i córki zobaczą, że spróbował. W czasie zabiegu dochodzi jednak do nieprzewidzianych komplikacji: nie wiadomo dlaczego, Andy przenosi się w czasie. Wraca z powrotem do liceum. Znów ma włosy, aparat na zębach, znowu jest jednym z klasowych kujonów, ale tym razem wie, co będzie później. Zdaje sobie sprawę, co za kilka lat stanie się z jego młodszą siostrą, słuchając kumpli zna odpowiedź na pytanie, czy odniosą sukces, czy może ich marzenia nigdy się nie spełnią. Ta wiedza nie polepsza jego samopoczucia, choć z drugiej strony, skoro już tu trafił, czemu nie spróbować paru rzeczy, których bał się zrobić jako gówniarz?

Można kręcić nosem, że "gdzieś już to widzieliśmy". Ponowne przeżywanie młodości to coś, z czym spotkałem się już w książkach, filmach czy komiksach (ostatnio na przykład w przeczytanej w zeszłym roku Odległej dzielnicy), ale nawet mimo tej świadomości Robinsonowi udaje się mnie usatysfakcjonować i rozegrać całą opowieść w interesujący sposób. Z początku Andy jest przerażony, później zaczyna trochę szaleć, zaprasza na imprezę dziewczynę, która zawsze mu się podobała i jest szczęśliwy ("Zaprosiłem Marie! Zajęło mi to dwadzieścia pięć lat, ale w końcu to zrobiłem!"), jednak ostatecznie dochodzi do wniosku, że przecież jest czterdziestoparoletnim gościem z żoną i dziećmi, nie może robić takich rzeczy. Zaczyna się zastanawiać, dlaczego wrócił do liceum. Być może tak właśnie działa hipnoza i musi zrobić coś, co sprawi, że w dorosłym życiu nie będzie już palił, a może wszystko poszło nie tak i będzie musiał przeżywać swoje dzieciństwo jeszcze raz? A może tak naprawdę jest licealistą, który ma problemy z psychiką i cała ta historia o żonie i dzieciach istnieje tylko w jego głowie?
A jeszcze później Andy przypomina sobie o pewnej bardzo ważnej, dotychczas ignorowanej przez jego świadomość rzeczy...

"Boże, co za potworna ironia życia, że najgłębszych prawd nie da się wyrazić, nie popadając w banał", stwierdza jeden z ważniejszych bohaterów komiksu. Zbyt cool, by dało się zapomnieć nie jest może opowieścią wybitną i uświadamiającą czytelnikowi najgłębsze prawdy w jakiś niezwykły sposób, a nagłe zakończenie może trochę rozczarować, jednak autorowi na pewno udaje się uniknąć banału. Poza tym jego scenariusz ma szansę naprawdę wzruszyć niektórych czytelników. I tak jak ilustracje w Wykiwanych były dobre, by w paru miejscach zaskoczyć czymś rewelacyjnym, tak tutaj mamy równy poziom oraz kilka świetnych rzeczy, które zrobiły na mnie dużo większe wrażenie, jak choćby cała strona 106.

Zbyt cool, by dało się zapomnieć oraz Wykiwani to dwa różne komiksy, a jednocześnie dwa bardzo dobre komiksy. Ze wskazaniem na ten drugi, ale nie wypada mi nie polecić także opowieści o rzucającym palenie Andym i jego powrocie do liceum.

#149 - Kazet wydanie specjalne

W sieci pojawiło się wydanie specjalne magazynu Kazet. Tym razem tematem przewodnim jest ikona świata Marvela - gromowładny Thor. Wśród artykułów znajdziecie przekrojowe teksty o nordyckim bogu, w kontekście mitologicznym i komiksowym, a także omówienia najważniejszych historii z jego udziałem. Dodatkowo w numerze przygotowaliśmy recenzję filmu Thor w reżyserii Kennetha Branagha, który niedawno wszedł na ekrany polskich kin. Zapraszamy serdecznie do lektury!

http://kzet.pl/

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...