piątek, 28 września 2012

#260 - Goliat [Tom Gauld]

Na początku warto zaznaczyć, że jeżeli ktoś ma ochotę na komiks cechujący się wielowątkową fabułą i szczegółowymi kadrami, jednocześnie zapewniający kilka wieczorów czytania, może ominąć Goliata szerokim łukiem. Resztę zapraszam. [więcej na stronie Gildii Komiksu]

czwartek, 27 września 2012

#259 - Blueberry 3 [Jean-Michel Charlier & Moebius]

Trzeci z wydanych w ramach cyklu "Plansze Europy" tom serii Blueberry Jeana-Michela Charliera (scenariusz) i Jeana Girauda (ilustracje), to trzy powiązane ze sobą wspólną fabułą albumy: Chihuahua Pear, Człowiek wart 500 000 $ i Trumienna ballada. Fanom westernów nie trzeba tłumaczyć, że przygody porucznika Mike'a S. Blueberry'ego to klasyka, pewnie wiedzą to nie od dziś, natomiast jeśli chodzi o resztę, zwłaszcza o czytelników nastawionych sceptycznie do historii rozgrywających się na Dzikim Zachodzie, chciałbym zapewnić, że to po prostu świetny komiks, niezależnie od tego, czy preferuje się dany gatunek, czy nie. [więcej na stronie Gildii Komiksu]


niedziela, 16 września 2012

#258 - Scalped: Knuckle Up [Jason Aaron & R.M. Guéra]

Scalped powoli się kończy. Jeszcze pięć zeszytów, ostatni, dziesiąty tom zapowiedziany jest na październik. Czekam z niecierpliwością, chociaż boję się tego finału. Nie dlatego, że biorę pod uwagę możliwość rozczarowania się Trail's End, Aaron pozbawił mnie wątpliwości, że może nie dać rady, chodzi po prostu o to, że zakończenie jego serii może mnie poruszyć i zdołować dwa razy bardziej, niż oczekuję. Bo Scalped jest bardzo poruszającą lekturą, wgryzającą się we flaki, czasem sprawiającą ból i pozostającą w pamięci na bardzo długo. Ciekawe, czy na finiszu scenarzysta przejdzie samego siebie. Przedostatnia część, Knuckle Up, znowu potwierdza jego geniusz.

Zamieszczone na okładkach cytaty chwalące dany komiks często są wyssanymi z palca bzdurami, ale w przypadku Scalped nic nie jest przesadzone. Ta seria naprawdę oferuje więcej dobrego w jednym zeszycie niż wiele innych opowieści obrazkowych w ciągu całego roku. Nie wiem, jak Aaron to robi, teoretycznie wiele rzeczy w tej serii to pomysły typowe również dla innych, podobnych opowieści, ale tutaj autentycznie interesują mnie losy bohaterów, a czytając Knuckle Up znowu nie umiałem odłożyć Scalped z powrotem na półkę, nawet kiedy miałem do załatwienia coś teoretycznie ważniejszego. Musiałem sprawdzić, co jest na kolejnej stronie, potem na kolejnej i tak aż do finałowego kadru, wywracającego wszystko do góry nogami. Na ten moment czekałem od Indian Country, pierwszego tomu, właściwie od pierwszego zeszytu, w którym czytelnik dowiadywał się, że główny bohater jest agentem FBI.

W każdym serialu o z góry zaplanowanej liczbie odcinków nadchodzi w końcu pora na zamykanie poszczególnych wątków. Knuckle Up to właśnie ten tom. Oczywiście Aaaron z niczym się nie spieszy, w końcu to jeszcze nie ostatnia część, ale powoli zabiera się do podsumowania całości. I chociaż jak na razie nie zdradza wszystkiego i nie cechuje go pośpiech, akcja po raz kolejny biegnie do przodu jak szalona, nie pozwalając czytelnikowi nawet na chwilę oddechu. Po wydarzeniach z You Gotta Sin To Get Saved odmieniony Red Crow postanawia pozbyć się pewnych rzeczy ze swojego rezerwatu. Między innymi narkotyków, co nie podoba się kilku wytwarzającym i sprzedającym je osobom, wcześniej wspieranym przez Red Crowa, nagle opuszczonych i ściganych przez jego ludzi. Niektórzy z nich nie mają zamiaru poddać się bez walki. Tymczasem Bad Horse, ciężko ranny i pozbawiony głosu w wyniku postrzału, próbuje odnaleźć Catchera, mordercę swojej matki, przy okazji mając na głowie sporo innych kłopotów, między innymi z Shunką, ochroniarzem Red Crowa. Prędzej czy później musiało dojść do ich starcia, tak samo jak do wtargnięcia FBI na teren kasyna. Reszta w Trail's End, już w... dopiero w październiku.

Nie mogę się doczekać końca, chociaż wolałbym, żeby ta seria nie kończyła się nigdy.

czwartek, 13 września 2012

#257 - Will You Still Love Me If I Wet The Bed? [Liz Prince]

Kupiłem ten komiks właściwie przypadkiem, przeglądając Allegro coś musiało przyciągnąć mnie do żółtej okładki, a może moją uwagę zwrócił bardziej dziwny tytuł? W opisie przeczytałem, że Will You Still Love Me If I Wet The Bed? było początkowo komiksowym dziennikiem Liz Prince, a później zmieniło się w jej (i tutaj wprowadził mnie w błąd cytat ze strony samego wydawcy, czyli Top Shelf) first solo graphic novel. Tak naprawdę trudno to nazwać powieścią graficzną, czytelnik ma do czynienia z liczącym jakieś 80 stron zeszycikiem o formacie 15 na 10 centymetrów, a znajdujące się w środku paski (po jednym na stronie) można przeczytać dosłownie w kwadrans. Kolejny cytat ze strony Top Shelf zapowiada połączenia Jamesa Kochalki, autora recenzowanego przeze mnie American Elf, oraz Jeffreya Browna. Pomysł jest zresztą dokładnie taki sam, jak w paskach Kochalki (z drugiej strony, jak wiele może być różnych podejść do tworzenia komiksowego dziennika?), z tą różnicą, że Liz Prince nie skupia się na wszystkim jednocześnie, a jedynie na swoim związku z Kevinem, opisując ich wspólną codzienność, dając przy tym czytelnikowi dużo radości. Na jakiś kwadrans.

Siłą tego rodzaju pasków jest często ich ilość. Czytając pierwszy tom American Elf, miałem przed sobą odcinki z około pięciu lat, po jednym za każdy dzień. W tym komiksie jest ich 71. To zdecydowanie za mało, żeby zdążyć dobrze poznać bohaterów, przyzwyczaić się do nich, wciągnąć się w ich relację. Same paski są dobre, narysowane prosto, często sprawiające wrażenie szybkich szkiców bez poprawek, co idealnie pasuje do tego rodzaju prezentacji krótkich momentów z życia Liz i Kevina, szkoda tylko, że jest ich tak niewiele. Autorka potrafi świetnie uchwycić interesujące momenty swojego związku, koncentrując się przy tym na humorze, jednak unikając wulgarności oraz prostackich żartów, Ignatz w kategorii debiut za 2005 rok wydaje się nagrodą w pełni zasłużoną (wydaje się, bo wiem tylko, co zrobiła Liz, nie mam pojęcia, jak wyglądała konkurencja), ale naprawdę chciałbym, żeby było tego więcej. Bo w takiej sytuacji trudno mi polecać Will You Still Love Me... jako osobny zakup, chociaż jeżeli zamawiacie jakieś komiksy i dorzucicie sobie te paski do koszyka, nie powinniście żałować. Bardzo lubię siłę prostoty i umiejętność pokazywania nudnych, codziennych rzeczy w interesujący sposób, a tego na pewno tu nie brakuje. Kto lubi podobne rzeczy, niech bierze przy okazji albo chociaż zajrzy na stronę autorki.

wtorek, 11 września 2012

#256 - GadKaszmatka [Dominik Szcześniak]

Kiedy Dominik Szcześniak, autor albumu GadKaszmatka, kibicował sam sobie na stronie "Ziniola", napisał, że "komiks opowiada o czterech kolesiach, którzy spotykają się po to, by prowadzić mniej lub bardziej produktywne pogawędki, wybrać się do sklepu, czy też posiedzieć na ławce. Nic szczególnego", dodając w kolejnym akapicie: "GadKaszmatka albumowa będzie moim opus magnum. Komiksem życia. Nie tylko przez wzgląd na twardą oprawę i sporą objętość". Kiedy sam scenarzysta i rysownik stwierdza, że treść jego komiksu nie jest niczym szczególnym, jednocześnie nazywając go swoim opus magnum, czytelnik może nie do końca wiedzieć, o co właściwie chodzi, zwłaszcza, jeżeli wcześniej nie czytał niczego napisanego przez redaktora naczelnego "Ziniola". Bo w moim odczuciu głównym atutem jego scenariuszy są właśnie dobre, naturalnie brzmiące dialogi, w których słychać, że autor ma ucho do wyłapywania ciekawych zwrotów i swoistego dokumentowania żywego języka. Z tego powodu zapowiedź komiksu o ławkowych pogawędkach wcale mnie nie zniechęciła, nawet pomimo użytego w ramach kibicowania zwrotu "nic szczególnego". [więcej na stronie Gildii Komiksu]


środa, 5 września 2012

#255 - Zbiornik komiksowy - Mikrokosmos [Sławomir Lewandowski]

Sławek Lewandowski był już wielokrotnie chwalony przez czytelników i recenzentów. Co prawda nie śledzę opinii na jego temat z jakąś szczególną uwagą, ale nie kojarzę jakiegokolwiek negatywnego zdania, także zaryzykuję stwierdzenie, że generalnie jest autorem cenionym. I słusznie. Te kilka krótkich zeszytów, jakie wydał własnym sumptem, i jakie wpadły mi w ręce, przekonały mnie, że mam do czynienia ze scenarzystą i rysownikiem, którego komiksy warto kupować. Jedyne, co mi przeszkadzało, to zbyt mała ilość jego twórczości oraz informacji o samym twórcy. Jakiś czas temu Lewandowski opublikował Mały zbiornik komiksowy - Mikrokosmos, i tym razem nie zrobił tego samodzielnie. Zajęła się tym Ważka, co cieszy, bo daje nadzieję, że autor między innymi Problemu i Prawdy o Dzikim Zachodzie został dostrzeżony, przynajmniej przez wydawcę. [więcej na stronie Gildii Komiksu]

wtorek, 4 września 2012

#254 - Nienawidzę ludzi #3

I bardzo dobrze, że Łukasz Kowalczuk nienawidzi ludzi. Daje upust swojej nienawiści oraz pomysłowości w swoim autorskim zinie już od kilku numerów, póki co w każdym z nich (do tej pory przeczytałem trzy z czterech dostępnych) pokazując czytelnikom coś nowego. Tym razem są to na przykład alternatywne wersje okładki czy krótka historia Prosto z pierdla napisana i narysowana z okazji akcji "komiks czterogodzinny". Całość jest ładnie wydana, przygotowana z ograniczoną do minimum ingerencją programów graficznych i z wyraźną radością tworzenia. Kowalczuk próbuje pisać różne historie, od tych nawiązujących do tytułu zina, przez rzeczy odwołujące się do między innymi nurtów science fiction, fantasy czy kryminału. Wychodzi mu to nieźle, nie nudzi, zaskakuje, z kolei jako rysownik autor musi jeszcze sporo się nauczyć, ale z drugiej strony, w ramach swoich ograniczeń radzi sobie na tyle przyzwoicie, że nie drażni oka. Jak to w tego typu komiksowych wydawnictwach, jest krótko, ale w przypadku Nienawidzę ludzi ciekawie, w dodatku z numeru na numer coraz ciekawiej. Osobiście chciałbym żeby pomimo całej różnorodności historie takie jak There must have been dozen Peters & Pauls there, Konkweror czy Noir zeszły na dalszy plan, ustępując temu, co u Kowalczuka lubię najbardziej, czyli tytułowej nienawiści do ludzi. Bo w takich komiksach jak Czego naprawdę nienawidzę czy Sceny ze sceny jest uzasadniona, zabawna i stanowi najmocniejszy punkt zina, od którego zawsze zaczynam lekturę kolejnych wydań.

niedziela, 2 września 2012

#253 - Kriss de Valnor: Wyrok Walkirii [Yves Sente & Giulio de Vita]

Biję się z myślami, siadając do napisania tej recenzji. Czytając w zeszłym roku, że Kriss nie zapomina o niczym, byłem rozczarowany tym, co zaproponował mi Sente, autor scenariusza. Głównie z powodu odebrania jednej z moich ulubionych komiksowych bohaterek tego, co pozostawało dla wyobraźni czytelników, a także przez wrażenie, że jeśli już chciało się opisać jej przeszłość, dałoby się zrobić to dużo lepiej. Teraz przeczytałem Wyrok Walkirii, drugi tom podserii Thorgala z Kriss de Valnor w roli głównej, i z jednej strony ucieszyłem się, że nie było aż tak źle, jak oczekiwałem, a z drugiej towarzyszyło mi uczucie, że mimo to i tak dałem się nabrać. Co z tego, że tym razem subtelniej. [więcej na stronie Gildii Komiksu]


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...