poniedziałek, 21 czerwca 2010

#91 - Bone: One Volume Edition [Jeff Smith]

Jakieś sto lat temu wspomniałem o tym, że Out from Boneville to bardzo dobry komiks i że prawdopodobnie już wkrótce sprawdzę, czy reszta serii daje radę tak jak pierwszy TPB. Jak widać, od tamtej deklaracji minęło ponad 3/4 roku, ale rzeczywiście - wkrótce po poprzedniej recenzji kupiłem całą opowieść w jednym, zabójczym tomie (ponad 1300 stron), jednak komiks musiał trochę poleżeć na półce, a ja w tym czasie oswajałem się z myślą, że naprawdę dam radę przebrnąć przez taką cegłę bez dłuższych przerw i zniechęcania się. W końcu przysiadłem.

Wiecie, jak wygląda lektura Bone'a? Mając pierwszy TPB już dawno za sobą, najpierw pomyślałem "Przede mną prawie 1200 stron, kiedy ja to skończę...", w połowie było już "Szkoda, że zostało tylko 600", a pod koniec uczucie, że wszystko przeleciało za szybko, bo przecież mam ochotę na więcej. Nie ma żadnych przestojów, zniechęcania się, czy marudzenia, że ten komiks jest za długi. Pewnie, są gorsze momenty (chyba nie da się zrobić tak rozległej opowieści na stałym, świetnym poziomie), ale patrząc na całość, jest ich tak niewiele, że gubią się w natłoku rewelacyjnych pomysłów Jeffa Smitha. A fakt, że przeprowadzenie wszystkich wątków od początku do końca trwało ponad dwanaście lat (ciekawe, ile razy autor miał ochotę rzucić to wszystko w kąt i zająć się czymś innym) zasługuje na dodatkowy szacunek.


Nie mogę nie napisać, że po zakończeniu lektury nie byłem aż tak zachwycony jak po pierwszym tomie serii, gdzie wszystko było nowe i interesujące, nie wiedziałem jeszcze, o co tak naprawdę chodzi i dokąd zmierzają niektóre z pomysłów Smitha. Po otrzymaniu niektórych odpowiedzi zdarzało się, że czasem pomyślałem "Tylko tyle?", ale tego raczej nie dało się uniknąć. Po pewnym czasie doskonale znałem bohaterów serii i mogłem przewidywać ich decyzje, sporo żartów (choćby tych opartych na najważniejszych cechach charakteru poszczególnych postaci) powtarzało się, przez co nie były aż tak zabawne, jak na początku, a w kilku momentach chciałem, żeby nadal było śmiesznie tak jak do tej pory, bez żadnych domieszek, podczas gdy autor wprowadzał sporo poważniejszych wątków. Wolałem, żeby wszyscy nadal siedzieli w wiosce i wiedli spokojne życie, podczas gdy cała seria rozrosła się do ogromnych rozmiarów z ogromną ilością wątków, a sytuacja zmieniała się z każdym kolejnym odcinkiem. Tak czy inaczej, stwierdzenie "nie byłem aż tak zachwycony", nie oznacza, że nie byłem zachwycony w ogóle. Wręcz przeciwnie, chętnie przeczytałbym kolejne 1300 stron przygód trzech kuzynów, mogłyby być nawet nieco gorsze, i tak cieszyłbym się jak dziecko.

Pisząc o Out from Boneville, wspominałem o uniwersalności serii Jeffa Smitha. Na szczęście nadal jest tak, że komiks można dać zarówno komuś dorosłemu, jak i dziecku, a radość płynąca z lektury będzie prawdopodobnie taka sama. Co prawda im dalej, tym nieco mroczniej, pojawia się nawet kilka dość brutalnych scen, ale z drugiej strony, młodsi czytelnicy mogą napotkać więcej przemocy w pierwszym lepszym zeszycie komiksu, którego bohater nosi maskę i pelerynę. Poza tym, historia powstawała bardzo długo, Jeff Smith musiał więc zakładać, że niektórzy fani serii dorastają wraz z nią, a on może sobie pozwolić na kilka dekapitacji, przebić mieczem i innych sposobów pozbawienia kogoś życia.

Mimo kilku wad, Bone to mistrzostwo i mam nadzieję, że ukaże się w Polsce. Powyższe akapity mogą nie oddawać tego, jak bardzo podobał mi się komiks, wytknąłem parę rzeczy, które mi nie pasowały, ale poza tym uważam, że każdy powinien mieć tę opowieść u siebie na półce, obojętne, czy w tańszej, jednotomowej i czarno-białej wersji, czy w postaci dziewięciu Trade'ów ze wszystkimi kolorami. Jest co czytać (i nie chodzi mi tutaj wyłącznie o objętość), a słabsze momenty to jedynie kropla w morzu tych, które pozostawiają uśmiech na pysku jeszcze długo po odłożeniu cegły z powrotem na półkę.

czwartek, 10 czerwca 2010

#90 - Zamułka

Niestety, wpis numer #90 będzie jedynie próbą usprawiedliwienia braku aktywności na blogu, ale mam nadzieję, że mogę sobie pozwolić na prywatę. Jest powód.

Od jakichś dwóch tygodni codziennie planuję napisanie nowej recenzji, ale nic z tego nie wychodzi. Przyczyna jest prosta: sesja (już prawie koniec, jeszcze tylko jeden egzamin) oraz nóż na mym gardle, termin oddania promotorowi gotowej pracy magisterskiej - 16 czerwca. W związku z tym stres osiąga zenit, czasu jest coraz mniej, a ja powinienem siedzieć i zapieprzać z końcówką moich "poważnych" wypocin, nie mam głowy do recenzji. Oczywiście nadal jest o czym pisać i nadal chcę to robić, ale po szesnastym, kiedy - obym się nie mylił - będzie trochę luźniej.

Wirtualni komiksowi bracia - trzymajcie kciuki.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...