czwartek, 18 lipca 2013

#316 - Sweet Tooth: Wild Game [Jeff Lemire]

I już po wszystkim. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Wild Game rzeczywiście jest ostatnim tomem serii Sweet Tooth. Serii towarzyszącej mi od września 2009, kiedy przeczytałem pierwszy zeszyt i, co widać po recenzji, byłem nim bardzo zafascynowany, aż do wczoraj. Po drodze okazało się, że komiks autora Opowieści z Hrabstwa Essex wcale nie jest aż tak wspaniały, jak sugerowałyby to początkowe odcinki oraz teksty na ostatnich stronach okładek. Głównym problemem było stosowanie ciągle tego samego patentu, polegającego na tym, że Lemire stawiał czytelnika przed nową zagadką, po czym kilka zeszytów dalej prezentował jej rozwiązanie, najczęściej oparte na "niespodziewanym" zwrocie akcji: ktoś z pozoru dobry tak naprawdę był zły, schronienie tak naprawdę było pułapką i tak dalej, do znudzenia. Nie muszę dodawać, że z biegiem czasu tego rodzaju pomysły stawały się coraz mniej zaskakujące. W Unnatural Habitats, poprzednim tomie, doszła do tego jeszcze niezbyt przekonująca mnie odpowiedź na pytanie, skąd wzięła się plaga, która zdziesiątkowała ludzi, a następnie doprowadziła do powstania hybryd. Czasami narzekałem też na nierówną kreskę, ale w ostatnich wydaniach zbiorczych przestało to być problemem. Z drugiej strony, seria pomimo częstego braku polotu ciągle miała w sobie coś fascynującego, coś więcej niż przyciągające mnie do niej, zwykłe przyzwyczajenie. Ciekawy świat, interesujący bohaterowie, dość nietypowe spojrzenie na postapokalipsę, atmosfera dziwności tak charakterystyczna dla wielu tytułów spod szyldu Vertigo. Czytając kolejne tomy, ciągle miałem bardzo mieszane uczucia. Kiedy czwarty z nich, Endangered Species, okazał się wreszcie tym, co miałem nadzieję znaleźć w Sweet Tooth już na samym początku, następujący po nim Unnatural Habitats ponownie zatarł dobre wrażenie. W dodatku okazało się, że to już prawie finał. A przecież Lemire stworzył komiks już od pierwszych odcinków sugerujący, że sprawdzi się najlepiej w postaci niekończącej się serii drogi. Tak czy inaczej, nadszedł czas na podsumowanie. Jak wyszło? Cały czas nie mogłem się zdecydować, co myśleć o przygodach Gusa i Jepperda, więc czy zbiór Wild Game pomógł mi ostatecznie stwierdzić, czy było warto?

Przyznaję, że podchodziłem do tego tomu dość sceptycznie. W ogóle nie oczekiwałem, że coś jeszcze zdoła mnie tu zaskoczyć, tym bardziej, że sama okładka zdaje się przynajmniej częściowo zdradzać, jaki los czeka głównego bohatera. Mimo wszystko muszę przyznać, że Lemire wyszedł z zakończenia swojej serii z klasą i nawet jeśli w momentach, kiedy tajemnice przestawały być tajemnicami, ponownie czułem się nie do końca usatysfakcjonowany, rozwiązał to tak, że odpowiedzi nie powodowały uderzania otwartą dłonią w czoło. Nawet wspomniany przy okazji recenzowania Unnatural Habitats wątek ingerencji starożytnych bogów został doprowadzony do końca w taki sposób, że pomysł autora nie drażni. Siedem z ośmiu wchodzących w skład Wild Game zeszytów to po prostu kontynuacja, dokładnie taka, jakiej spodziewał się każdy stały czytelnik serii. Ostatni odcinek to coś bardzo przypominającego zakończenie Y: The Last Man: autor przenosi nas o kilka lat w przyszłość, przedstawiając dalszy ciąg wydarzeń sprzed kilku stron w postaci retrospekcji. Pewnie jestem strasznie miękki, ale tego rodzaju prosty zabieg ponownie (czytając komiks Vaughana i widząc dotykający moich "dobrych znajomych" upływ czasu miałem tak samo) chwycił mnie za serce i wzruszył. Poza tym naprawdę nie lubię pożegnań z bohaterami, do których się przyzwyczaiłem, nawet jeśli to jedynie rysunkowe postacie żyjące wyłącznie na papierze. Najważniejsze jest jednak to, że cały tom Wild Game wypadł bardzo dobrze, Lemire stanął na wysokości zadania. Szkoda, że nie trzymał takiego poziomu przez cały czas.

Sweet Tooth to sześć tomów, z czego Out of the Deep Woods, otwierający serię, był tylko niezły, ale jednocześnie intrygujący, przez co zachęcał do sprawdzenia reszty. A reszta to dwa dobre wydania zbiorcze (Endangered Species i Wild Game) i trzy, których nie mogę uznać za do końca udane. Teoretycznie rachunek jest prosty, z drugiej strony nadal nie potrafię zdecydowanie stwierdzić, że Lemire napisał i narysował komiks, którego lektura była dla mnie stratą czasu. Nie polecam go wszystkim, to rzecz mocno nierówna, jednak czytelnicy lubiący postapokalipsę oraz ci tak jak ja zakochani w Vertigo powinni po niego sięgnąć, nawet pomimo wielu, naprawdę wielu wątpliwości oraz wad, o jakich pisałem w tej recenzji oraz we wszystkich poprzednich. Autor dał mi trochę okazji do pastwienia się nad rzeczami, które mu nie wyszły, ale kończąc finałowy, czterdziesty zeszyt, i tak pomyślałem: "Szkoda, że to już koniec". I chyba właśnie to zdanie najlepiej podsumowuje moje uczucia do tej serii.

Brak komentarzy:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...