Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sweet tooth. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sweet tooth. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lipca 2013

#316 - Sweet Tooth: Wild Game [Jeff Lemire]

I już po wszystkim. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Wild Game rzeczywiście jest ostatnim tomem serii Sweet Tooth. Serii towarzyszącej mi od września 2009, kiedy przeczytałem pierwszy zeszyt i, co widać po recenzji, byłem nim bardzo zafascynowany, aż do wczoraj. Po drodze okazało się, że komiks autora Opowieści z Hrabstwa Essex wcale nie jest aż tak wspaniały, jak sugerowałyby to początkowe odcinki oraz teksty na ostatnich stronach okładek. Głównym problemem było stosowanie ciągle tego samego patentu, polegającego na tym, że Lemire stawiał czytelnika przed nową zagadką, po czym kilka zeszytów dalej prezentował jej rozwiązanie, najczęściej oparte na "niespodziewanym" zwrocie akcji: ktoś z pozoru dobry tak naprawdę był zły, schronienie tak naprawdę było pułapką i tak dalej, do znudzenia. Nie muszę dodawać, że z biegiem czasu tego rodzaju pomysły stawały się coraz mniej zaskakujące. W Unnatural Habitats, poprzednim tomie, doszła do tego jeszcze niezbyt przekonująca mnie odpowiedź na pytanie, skąd wzięła się plaga, która zdziesiątkowała ludzi, a następnie doprowadziła do powstania hybryd. Czasami narzekałem też na nierówną kreskę, ale w ostatnich wydaniach zbiorczych przestało to być problemem. Z drugiej strony, seria pomimo częstego braku polotu ciągle miała w sobie coś fascynującego, coś więcej niż przyciągające mnie do niej, zwykłe przyzwyczajenie. Ciekawy świat, interesujący bohaterowie, dość nietypowe spojrzenie na postapokalipsę, atmosfera dziwności tak charakterystyczna dla wielu tytułów spod szyldu Vertigo. Czytając kolejne tomy, ciągle miałem bardzo mieszane uczucia. Kiedy czwarty z nich, Endangered Species, okazał się wreszcie tym, co miałem nadzieję znaleźć w Sweet Tooth już na samym początku, następujący po nim Unnatural Habitats ponownie zatarł dobre wrażenie. W dodatku okazało się, że to już prawie finał. A przecież Lemire stworzył komiks już od pierwszych odcinków sugerujący, że sprawdzi się najlepiej w postaci niekończącej się serii drogi. Tak czy inaczej, nadszedł czas na podsumowanie. Jak wyszło? Cały czas nie mogłem się zdecydować, co myśleć o przygodach Gusa i Jepperda, więc czy zbiór Wild Game pomógł mi ostatecznie stwierdzić, czy było warto?

Przyznaję, że podchodziłem do tego tomu dość sceptycznie. W ogóle nie oczekiwałem, że coś jeszcze zdoła mnie tu zaskoczyć, tym bardziej, że sama okładka zdaje się przynajmniej częściowo zdradzać, jaki los czeka głównego bohatera. Mimo wszystko muszę przyznać, że Lemire wyszedł z zakończenia swojej serii z klasą i nawet jeśli w momentach, kiedy tajemnice przestawały być tajemnicami, ponownie czułem się nie do końca usatysfakcjonowany, rozwiązał to tak, że odpowiedzi nie powodowały uderzania otwartą dłonią w czoło. Nawet wspomniany przy okazji recenzowania Unnatural Habitats wątek ingerencji starożytnych bogów został doprowadzony do końca w taki sposób, że pomysł autora nie drażni. Siedem z ośmiu wchodzących w skład Wild Game zeszytów to po prostu kontynuacja, dokładnie taka, jakiej spodziewał się każdy stały czytelnik serii. Ostatni odcinek to coś bardzo przypominającego zakończenie Y: The Last Man: autor przenosi nas o kilka lat w przyszłość, przedstawiając dalszy ciąg wydarzeń sprzed kilku stron w postaci retrospekcji. Pewnie jestem strasznie miękki, ale tego rodzaju prosty zabieg ponownie (czytając komiks Vaughana i widząc dotykający moich "dobrych znajomych" upływ czasu miałem tak samo) chwycił mnie za serce i wzruszył. Poza tym naprawdę nie lubię pożegnań z bohaterami, do których się przyzwyczaiłem, nawet jeśli to jedynie rysunkowe postacie żyjące wyłącznie na papierze. Najważniejsze jest jednak to, że cały tom Wild Game wypadł bardzo dobrze, Lemire stanął na wysokości zadania. Szkoda, że nie trzymał takiego poziomu przez cały czas.

Sweet Tooth to sześć tomów, z czego Out of the Deep Woods, otwierający serię, był tylko niezły, ale jednocześnie intrygujący, przez co zachęcał do sprawdzenia reszty. A reszta to dwa dobre wydania zbiorcze (Endangered Species i Wild Game) i trzy, których nie mogę uznać za do końca udane. Teoretycznie rachunek jest prosty, z drugiej strony nadal nie potrafię zdecydowanie stwierdzić, że Lemire napisał i narysował komiks, którego lektura była dla mnie stratą czasu. Nie polecam go wszystkim, to rzecz mocno nierówna, jednak czytelnicy lubiący postapokalipsę oraz ci tak jak ja zakochani w Vertigo powinni po niego sięgnąć, nawet pomimo wielu, naprawdę wielu wątpliwości oraz wad, o jakich pisałem w tej recenzji oraz we wszystkich poprzednich. Autor dał mi trochę okazji do pastwienia się nad rzeczami, które mu nie wyszły, ale kończąc finałowy, czterdziesty zeszyt, i tak pomyślałem: "Szkoda, że to już koniec". I chyba właśnie to zdanie najlepiej podsumowuje moje uczucia do tej serii.

wtorek, 25 grudnia 2012

#273 - Sweet Tooth: Unnatural Habitats [Jeff Lemire & Matt Kindt]

Czytałem ostatnio, że Sweet Tooth ma się zakończyć na czterdziestym zeszycie, czyli, ponieważ tom piąty zbiera epizody ##26-32, kolejny powinien być jednocześnie ostatnim. Jeff Lemire stanowczo twierdzi, że tak miało być od początku i Vertigo wcale nie kazało mu zamykać wszystkich wątków przedwcześnie (wydawnictwo, nawet jeżeli anuluje którąś ze swoich serii, nie ma w zwyczaju bezpardonowego "ucinania" jej w połowie, za to prosi autorów o możliwie jak najszybszy finał), na przykład z powodu słabej sprzedaży. Scenarzysta doszedł do wniosku, że co prawda mógłby ciągnąć przygody Gusa o wiele dłużej, ale nie miałoby to większego sensu i po prostu nadszedł już czas na zakończenie. Mam wątpliwości, czy wyjdzie to jego komiksowi na dobre; Sweet Tooth to typowa seria drogi, gdzie dążenie do celu oraz nowe pytania są dużo ciekawsze niż sam cel i odpowiedzi. Wyobrażałem sobie, że bohaterowie mogliby podróżować przez dziwne, postapokaliptyczne miejsca na stronach dziesiątek zeszytów, zaś Lemire miałby możliwość ciągłego zaskakiwania, bo, w przeciwieństwie do choćby Kirkmana i jego Żywych Trupów, ma do dyspozycji o wiele mniej ograniczony świat. Po The Walking Dead już nie oczekuję większych niespodzianek, w Sweet Tooth może zdarzyć się wszystko.

Syndrom pytań ciekawszych niż odpowiedzi widać choćby w rozwiązaniu głównej zagadki z Endangered Species, poprzedniego, dotychczas najlepszego tomu serii. Rozwiązanie przedstawione w Unnatural Habitats nie satysfakcjonuje, Lemire za często używa tego samego schematu i sposobu na podchodzenie czytelnika: ktoś z pozoru dobry okazuje się zły, schronienie okazuje się pułapką, grupa niebezpiecznych ludzi okazuje się grupą przyjaciół. Tak jest i tym razem, więc o ile wcześniej byłem naprawdę ciekawy, co zdarzy się dalej, piąte wydanie zbiorcze w kwestii zaspokajania tej ciekawości poszło po najmniejszej linii oporu. Zresztą, w tej serii ma to miejsce nie po raz pierwszy. Dlatego właśnie oczekiwałem, że autor będzie zajmował się nią jak najdłużej, bo tych kilka tajemnic, jakie wciąż pozostały nierozwiązane, podtrzymuje wszystko przy życiu. Przypuszczam, że szybki finał może to zepsuć. Widać to już w Unnatural Habitats, z gościnnym udziałem Matta Kindta w roli rysownika, gdzie Lemire powoli daje do zrozumienia, skąd wzięły się dziwne hybrydy zwierząt i ludzi. To rozwiązanie też nie wydaje mi się dobre, podpowiem tylko, że najprawdopodobniej w grę wcale nie wchodzi nauka, tylko nieopatrznie obudzeni starożytni bogowie, którzy następnie doprowadzili do niemal całkowitej zagłady ludzkości. Nie kupuję tego i mam nadzieję, że to jednak fałszywy trop.

Sweet Tooth jest serią bardzo nierówną. O ile czwarte wydanie zbiorcze było pierwszym, jakie mogłem uznać za dobre, po prostu dobre, bez kredytu zaufania czy pobłażliwości związanej z oczekiwaniem, że później będzie lepiej, tak Unnatural Habitats burzy moją wcześniejszą satysfakcję. Znowu dostałem do ręki przyzwoite czytadło, któremu brakuje naprawdę wiele do zasłużenia na wszystkie pochwały, jakimi zasypywany jest komiks Lemire'a.

niedziela, 20 maja 2012

#235 - Sweet Tooth: Endangered Species [Jeff Lemire]

W czwartym tomie Sweet Tooth wreszcie coś zaczyna się ruszać. Endangered Species to bez wątpienia najlepsza z dotychczasowych części serii, dzięki której w końcu przestałem zastanawiać się, co mnie przy niej trzyma, poza przyzwyczajeniem i lekką ciekawością. Warto było zostać i czekać, teraz mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

W zeszytach #18-25, wchodzących w skład tego wydania zbiorczego, Lemire wprowadza zmiany, w jednym epizodzie pokazując inny niż dotychczas układ kadrów, a do kolejnego zapraszając rysowników (Nate Powell, Matt Kindt i Emi Lenox) mających zająć się zilustrowaniem retrospekcji. To ciekawy powiew świeżości, ale sam główny autor też nie pozostaje w tyle i świetnie daje sobie radę, dając czytelnikom bardzo dobre okładki oraz środek opowieści, coraz mniej irytując mnie widoczną od czasu do czasu niedbałością, o której wspominałem wcześniej. Ale najlepsza w Endangered Species jest fabuła, w końcu, nagle i niespodziewanie, o wiele bardziej interesująca niż do tej pory. Już wiem, że kolejnego tomu nie kupię tylko z przyzwyczajenia i następnym razem nie potraktuję Sweet Tooth jak serii, którą czytam, bo zacząłem od samego początku, nie zrezygnowałem po pierwszej części, a teraz tak jakoś głupio mi przestać.

Nadal mógłbym narzekać na kilka irytujących pomysłów czy patentów, ciągle mam obawy, że rozwiązanie kilku tajemnic okaże się niedorzeczne. Nie przemawiają do mnie teorie mówiące o tym, że ktoś zdołał przepowiedzieć katastrofę, a ktoś inny jest groźnym demonem z przepowiedni. W ogóle nie pasuje mi to do postapokaliptycznego świata, który stworzył Lemire, więc chciałbym, żeby teorie pozostały teoriami. Nie chcę się później rozczarować, ale póki co wreszcie mogę z czystym sumieniem polecić tę serię.

W Endangered Species główni bohaterowie kierują się w stronę Alaski, gdzie, zgodnie z ich wiedzą, czeka na nich tajemnica pochodzenia Gusa. Oczywiście w czwartym tomie w ogóle tam nie docierają, po drodze trafiając do wielkiego kompleksu należącego kiedyś do ludzi nazywających swoją grupę Project Evergreen. Ukryte wewnątrz tamy miejsce przypomina raj zaopatrzony praktycznie we wszystko, nie tylko w jedzenie, ale także w ogromną bibliotekę. Trochę przypomina to Żywe Trupy, gdzie bohaterowie kilka razy też odnajdywali takie miejsca, tylko po to, by przekonać się, że perspektywa spokoju to tylko złudzenie. Tu jest podobnie, czuje się, że niebezpieczeństwo wisi w powietrzu, nie tylko poza tamą, gdzie czekają bandyci, ale także w środku. W końcu nie wiadomo, dlaczego poprzedni mieszkańcy odeszli oraz czym tak naprawdę był Project Evergreen. Lemire skonstruował scenariusz w taki sposób, że bardzo chętnie się tego dowiem, bo finał Endangered Species wcale nie rozwiązuje zagadki, za to stanowi zapowiedź interesującego konfliktu, jaki najprawdopodobniej będzie miał miejsce wewnątrz grupy głównych bohaterów.

sobota, 6 sierpnia 2011

#162 - Sweet Tooth: Animal Armies [Jeff Lemire]

Ostatnia strona okładki, moim zdaniem tym razem nieco gorszej niż zazwyczaj, przedstawia TPB Animal Armies Lemire'a jako the most sweeping and shocking chapter yet in his groundbreaking post-apocalyptic epic. Oczywiście nie uwierzyłem, bo już wcześniej czytałem sporo pochwał dla Sweet Tooth, ale sam po skończeniu dwóch poprzednich tomów jakoś nie odczułem całej tej wspaniałości. Coś mnie tu jednak ciągle trzyma, przede wszystkim ciekawość. I choć autor stosuje raczej oklepane i niezbyt zaskakujące chwyty (typu: ktoś okazuje się czyimś synem, ktoś inny czyimś bratem, ktoś pozornie zły tak naprawdę jest dobry, a ktoś, kto miał umrzeć, jednak nadal żyje), zwłaszcza jeśli przyzwyczaimy się do jego sposobu opowiadania, i tak łatwo pozwolić mu na wciągnięcie nas w jego historię. Przy Animal Armies nie nastawiałem się już na coś tak wyjątkowego, jak można wyczytać w recenzjach i cytatach na okładce, po prostu dobrze się bawiłem bez oczekiwania nieoczekiwanego. Jeśli Lemire kiedyś mnie zaskoczy (bo wcale nie mam zamiaru zrezygnować z czytania Sweet Tooth), to dobrze, a jeśli nigdy mu się to nie uda, trudno. Nie rozczaruję się. Od pewnego czasu mam wrażenie, że seria o przygodach Gusa i Jepperda jest jednym z tych komiksów, gdzie dowiadywanie się o kolejnych tajemnicach będzie dużo przyjemniejsze niż poznawanie odpowiedzi, ale zobaczymy. Tak naprawdę to nadal stosunkowo nowy tytuł.

Zmieniło się niewiele. Jeff Lemire w dalszym ciągu opowiada w ten sam sposób, czyta się to bardzo szybko, nie tylko przez niewielką ilość tekstu, ale także dzięki płynnej, dobrej narracji oraz brakowi wdawania się w zbędne szczegóły. Kiedy czytelnik dostaje wskazówkę, że oto nadchodzi nowy wątek, nowa tajemnica, już wie, na czym najprawdopodobniej będzie polegać i co z tego wyniknie, ale i tak daje się wciągnąć, przynajmniej tak było ze mną. Są pomysłowe okładki, a także ilustracje, niby takie jak zwykle, choć tym razem nie zwracałem już uwagi na to, że autor często rysuje niedbale i niedokładnie. Przyzwyczaiłem się albo po prostu przestało mi to przeszkadzać. Tak czy inaczej, Lemire jest cholernie dobry, nigdy o tym nie zapomniałem, nawet przy okazji moich mało znaczących narzekań.

Co do samej treści, wcale nie jest tak sweeping and shocking, jak zapowiadano. Większości można było się spodziewać, ale to żadna wada. Gus nadal siedzi zamknięty w celi, a jak wiemy z tomu In Captivity (jeśli zaś nie wiemy, nie czytamy dalszej części tego akapitu), opanowany przez wyrzuty sumienia postapokaliptyczny Clint Eastwood postanawia go uwolnić. Poznajemy kilku nowych bohaterów, także takich, którzy powinni bardzo namieszać w kolejnych odcinkach. Doktor Singh nadal stara się dowiedzieć, skąd pochodzi Gus, w czym pomagają mu rzeczy (głównie związane z ojcem Gusa) znalezione w dawnym domu chłopca. Oczywiście nie napiszę, czy on i reszta dzieci, hybryd zwierząt i ludzi, zdołają opuścić miejsce, w którym byli uwięzieni pod koniec poprzedniej części, ani tego, co wyniknie z próby ucieczki (Gus i jego nowi przyjaciele) oraz próby uwolnienia całej grupy (Jepperd i jego nowi sprzymierzeńcy, pod pewnymi względami groźniejsi od jego wrogów). Musicie to przeczytać sami, o ile którakolwiek recenzja Sweet Tooth zachęciła Was do sięgnięcia po tę serię.

I tradycyjnie: czekam na kolejny TPB. Tym razem jeszcze nie znam tytułu.

środa, 30 marca 2011

#143 - Sweet Tooth: In Captivity [Jeff Lemire]

Nie, to wciąż nie to. W każdym razie nie do końca. Drugi tom serii Sweet Tooth zadziałał na mnie mniej więcej tak, jak pierwszy: nie powalił na kolana, jednak cały czas jestem ciekaw, co będzie dalej. I pewnie kupię kolejną część. Jeff Lemire utrzymuje moje zainteresowanie jego komiksem dzięki najprostszemu patentowi, czyli dzięki tajemnicom. Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, przynajmniej na razie. A kto wie, może po drodze dam się porwać.

In Captivity (zeszyty #6-11) to szybka (komiks nadal czyta się błyskawicznie) przechadzka po przeszłości dwóch głównych bohaterów serii, Gusa i Jepperda, plus kilka całkiem nowych wątków. Dowiadujemy się między innymi, dlaczego w Out of the Deep Woods postapokaliptyczny Clint Eastwood nie dotrzymał słowa danego rogatemu gówniarzowi oraz co właściwie dostał w nagrodę za (uwaga, spoiler) oszukanie go i pozostawienie na pastwę ludzi zajmujących się badaniem dzieci takich jak on, hybryd zwierząt i ludzi, jedynych dzieci, jakie rodzą się po katastrofie. Jepperd żałuje swojej decyzji, ale okazuje się, że z pewnych powodów musiał to zrobić. Z drugiej strony wiadomo, że te dwie postacie muszą się jeszcze spotkać i to nie koniec ich wspólnych przygód.

Tymczasem Gus przebywa w celi razem z innymi dziwnymi dziećmi, tak jak one przeznaczony do badań. Nie znaczy to jednak, że czeka go taki sam los jak pozostałych, nietrudno się domyślić, że główny bohater serii musi być kimś wyjątkowym, co tylko rodzi kolejne tajemnice. Naturalnie przeszłość Gusa jest o wiele ciekawsza niż przeszłość Jepperda (choćby kwestia tego, skąd się wziął), a Lemire rozgrywa intrygę bardzo sprawnie. Ciągle czegoś mi tu brakuje, zobaczymy, co znajdę w trzecim tomie, jednak jestem dobrej myśli. Na razie komiks jest dziwny i charakteryzuje go specyficzny nastrój, poza tym nadal niewiele wiadomo. Oby poznanie kilku ważniejszych odpowiedzi nie było równoznaczne z tym, że Sweet Tooth przestanie być w miarę interesującą serią.

Jeśli chodzi o ilustracje, w kilku miejscach autor wciąż sprawia wrażenie, jakby mu się nie chciało. Na szczęście tych miejsc jest mniej niż ostatnio. Ponadto kreska scenarzysty i rysownika w jednej osobie jest na tyle charakterystyczna, że można wybaczyć pewne niedociągnięcia lub fakt, że Lemire ma inne podejście do warstwy graficznej niż to, którego się po nim spodziewam.

Recenzję poprzedniego tomu zakończyłem słowami: "Czekam na In Captivity". A teraz czekam na TPB Animal Armies.

W następnym odcinku (najprawdopodobniej):
Hałabała #1

środa, 13 października 2010

#115 - Sweet Tooth: Out of the Deep Woods [Jeff Lemire]

Rok temu pisałem o pierwszym i drugim zeszycie serii Sweet Tooth, a niedawno wreszcie (jak zwykle ze sporym opóźnieniem) sięgnąłem po Out of the Deep Woods, TPB zbierający epizody #1-5. Zaciekawionych ogólnymi założeniami fabuły oraz moimi opiniami z września i października 2009 odsyłam do podlinkowanych wyżej recenzji, a teraz... czy zmieniłem swoje pozytywne nastawienie po przeczytaniu tomu prezentującego początek przygód Gusa i Clinta Eastwooda?

I tak, i nie. Mam bardzo mieszane uczucia po przeczytaniu całości. Z jednej strony liczyłem na to, że zobaczę bardziej oryginalny pomysł na postapokaliptyczny świat po tym, jak główny bohater opuści swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania, jednak dostałem klasykę: opuszczone miasta, wszechobecną śmierć, nielicznych ludzi, którzy przeżyli piekło i próbują radzić sobie na wszelkie (niekoniecznie właściwe) sposoby. Po lekturze Out of the Deep Woods poznajemy niewiele faktów, ale wystarczająco dużo, by podejrzewać, że Lemire nie przyszykował czegoś niekonwencjonalnego, co zmusi czytelnika do zbierania szczęki z ziemi. Póki co zanosi się na standard, nie licząc groteskowych dzieci, hybryd ludzi i zwierząt. Finałowa scena jest dokładnie taka, jak przewidziałem, cały TPB można połknąć w godzinę (na końcu czując bardziej niedosyt niż zadowolenie), a ilustracje, choć wcześniej przypadły mi do gustu, w dalszych zeszytach czasem sprawiają wrażenie, że autor szkicował je na szybko, jakby zaczął późnym wieczorem i musiał wyrobić się przed świtem. Miałem nadzieję na interesującą relację pomiędzy nieco ciotowatym Gusem a prawdziwym twardzielem, jakim jest Jepperd, tymczasem także i ten pomysł nie został wykorzystany do końca, za to sceny z postapokaliptycznym odpowiednikiem Clinta Eastwooda rozwalającym w pojedynkę oddział uzbrojonych przeciwników mogą wywołać jedynie uśmiech politowania.

Z drugiej strony, bardzo chętnie sprawdzę In Captivity, drugi TPB zapowiadany na grudzień 2010. Dlaczego? Ponieważ mimo wymienionych wyżej wad, Sweet Tooth i tak zdołał kupić mnie atmosferą opowieści. Pomyślcie sami: przygody wpieprzającego czekoladowe batoniki chłopca z rogami jelenia. Koncepcja tak głupia i chora, że aż interesująca, a logo Vertigo stanowi jeszcze większą zachętę, by brnąć w to dalej. Mogę narzekać na niektóre ilustracje oraz czasem niedobrany do poważnej treści karykaturalny styl (na przykład scena, gdy jedna z napotkanych przez Gusa i Jepperda postaci dostaje w ryj strzelbą), ale moje zrzędzenie nie zmieni faktu, że Lemire to naprawdę świetny rysownik (w dodatku współpracujący z dobrym kolorystą), a brak możliwości pomylenia go z kimkolwiek innym jest dużo ważniejszy niż kilka gorszych obrazków. A co do niedosytu, być może wywołanie go było celowym zabiegiem, zmuszającym czytelnika, by zechciał sięgnąć po więcej. Być może najlepsze dopiero przed nami, a twórca Opowieści z Hrabstwa Essex, tak jak wielu innych scenarzystów, potrzebuje czasu, by odpowiednio się rozgrzać i porządnie przywalić. Być może wymyślony przez niego świat kryje niejedną niespodziankę i jeszcze wszyscy będziemy zbierać swoje szczęki z ziemi. Mam nadzieję, że tak się stanie. Czekam na In Captivity.

niedziela, 18 października 2009

#55 - Sweet Tooth #2 [Jeff Lemire]


Opowieści z Hrabstwa Essex czekają sobie spokojnie w mojej komiksowej kolejce (już niedługo), a tymczasem ukazał się drugi zeszyt serii Sweet Tooth, również tworzonej przez Jeffa Lemire'a. Gus i Jepperd wreszcie opuszczają spokojną okolicę znaną z poprzedniego odcinka, dzięki czemu dowiadujemy się trochę więcej o postapokaliptycznym świecie i o zarazie. Trochę, bo autor nie spieszy się i buduje fabułę bardzo powoli. Epizod nie zawiera zbyt wielu wydarzeń, dlatego raczej zrezygnuję z opisywania tej serii zeszyt po zeszycie (to samo zrobię z innymi komiksami, na przykład z Greek Street), zaś kolejne notki będą dotyczyć poszczególnych Trade'ów - dla mnie obowiązkowy zakup. Sweet Tooth #2 nie robi takiego wrażenia jak pierwsza część, ale poczekam, aż opowieść bardziej się rozwinie, a każdy odcinek będzie fragmentem większej całości.

Jestem ciekaw, co zostanie zaprezentowane w kolejnych wydaniach. Stawiam na dobry pomysł związany z konstrukcją świata oraz zbudowanie interesującej relacji pomiędzy Gusem a Jepperdem (strasznie kojarzącym mi się z Clintem Eastwoodem). Zaczątki obu tych rzeczy widać już teraz, a zwłaszcza tej drugiej - bohaterowie są swoimi całkowitymi przeciwieństwami, będą więc musieli się dotrzeć. Mam nadzieję, że autor przedstawi to tak jak należy i w porywający sposób. No i te ilustracje, których nie można pomylić z żadnym innym rysownikiem...

A tymczasem: gdzie leżały moje Opowieści z Hrabstwa Essex?

sobota, 5 września 2009

#27 - Sweet Tooth #1 [Jeff Lemire]


W pierwszym zeszycie "Sweet Tooth" Jeff Lemire przedstawia tę serię (nawiązując do słów przyjaciela) jako "Bambi meets Mad Max". Brzmi dziwnie i być może śmiesznie, ale lubię właśnie tę dziwność cechującą bardzo wiele komiksów Vertigo, postanowiłem więc zapoznać się z nową pozycją mojego ulubionego wydawnictwa. Nie znam twórczości Jeffa ("The Nobody" wygląda interesująco i czeka na przeczytanie), ale "Sweet Tooth" zachęcił mnie do nadrobienia zaległości. Zapowiada się kolejne udane przedsięwzięcie z katalogu Vertigo.

Podoba mi się tajemniczość panująca w komiksie - na razie wiadomo bardzo niewiele, a informacje podawane są w sposób zachęcający do czekania na ciąg dalszy. Mamy tu Gusa, dziwnego chłopca z rogami jelenia, mamy zagadkową pandemię, która zdziesiątkowała populację i sprawiła, że dzieci są dziwnymi hybrydami ludzi i zwierząt, odpornymi na infekcję. Umierający ojciec głównego bohatera twierdzi, że jego syn jest ostatnim dzieckiem, które przeżyło i bardzo dba o jego bezpieczeństwo, nie pozwalając mu wychodzić poza obszar lasu. To właśnie tam znajduje się zagrożenie. Jest tajemnica i jak na razie bardzo mały teren, na którym rozgrywa się historia. Boję się tylko, że w miarę wyjaśniania, o co tutaj chodzi (na przykład kiedy już dowiemy się, co tak naprawdę zaszło i dlaczego ludzie zaczęli umierać), może już nie być tak ciekawie. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób Jeff Lemire poprowadzi swoją opowieść.

Sam autor zdradza kilka szczegółów więcej niż sam komiks; czytelnik dowiaduje się między innymi, że Gusa czeka bardzo długa i niebezpieczna podróż do miejsca zwanego "The Preserve", legendarnego schronienia dla dzieci-hybryd. Jego towarzyszem będzie Jepperd, człowiek, którego poznajemy pod koniec pierwszego zeszytu. Lemire rzuca jeszcze kilka terminów, takich jak "post-apocaliptic, neo-western, action-adventure, science fiction, road-movie" i dodaje (uprzedzając narzekania na kolejną post-apokaliptyczną historię), że nie ma oklepanych opowieści, są jedynie oklepane sposoby opowiadania. Twierdzi, że "Sweet Tooth" będzie zupełnie niepodobny do jakiejkolwiek post-apokaliptycznej historii oraz do jakiejkolwiek innej serii z Vertigo. Brzmi cwaniacko, ale wydaje mi się, że może się udać.

"Bambi meets Mad Max"? Nie wiem jak Wy, ale ja jestem za.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...