niedziela, 26 stycznia 2014

#346 - Podsumowanie 2013 roku na stronie Alei Komiksu

Chyba mogę zrobić kopiuj-wklej z zeszłorocznego wpisu o tej samej tematyce: Tak jak mniej więcej dwanaście miesięcy temu, tak i teraz podsumowaliśmy na stronie Alei Komiksu miniony rok. O paru z tych, na które głosowałem, dodałem coś od siebie.

No dobrze, tym razem akurat o jednym, nie o paru.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

#345 - Bler: Pierwsza wersja życia [Rafał Szłapa]

Wszystko zaczęło się od zina "Arena Komiks", gdzie krakowski superbohater zaliczył swój debiut w lipcu 2002 roku. Występował w nim do października 2004, a w głowie jego autora narodził się pomysł zrobienia pełnometrażowego albumu. Historie z "Areny" miały być spięte fabularną klamrą, stworzyć zamkniętą historię z logicznym początkiem i końcem. Mniej więcej w tym czasie wokół Blera zaczęła kręcić się Kultura Gniewu, która chciała ruszyć z linią nieszablonowych, polskich zeszytówek.

Koniec końców do współpracy między Szłapą i oficyną Szymona Holcmana nie doszło, a "Bler" ukazał się nakładem swojego twórcy. Premiera miała miejsce na łódzkim Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w 2010 roku, gdy ukazał się pierwszy tom planowanej trylogii zatytułowany "Lepsza wersja życia". Ale był to już zupełnie inny komiks od tego, który Szłapa planował. Pierwotne założenie było takie, że przygody Blera będę malowane. Niestety, wykonanie trzech albumów w takiej technice byłoby niebywale pracochłonne. Gdyby wtedy autor nie zdecydował się na tę zmianę, trylogia pewnie nigdy by nie powstała, pozostając komiksową "miejską legendą", o której pewnie dziś nikt by nie pamiętał. A tak Bler stał się jedną z najmocniejszych współczesnych polskich marek komiksowych. Bo jak wiele mainstreamowych tytułów może się pochwalić sporym gronem wiernych i aktywnych fanów, którzy domagają się od jego autora kolejnych albumów (a te regularnie się ukazują)?

Jak widać Szłapa przeszedł długą drogę ze swoim komiksem, a ja miałem szczęście być jej świadkiem. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem malowanego Blera, wiedziałem, że to jest to. Komiks prezentował się po prostu wspaniale. Dla mnie wersja rysowana nie ma w ogóle startu do swojego starszego brata. I dziś, kiedy na moje ręce trafiła "Pierwsza wersja życia", czyli pierwotna wersja albumu znanego dziś jako "Lepsza wersja życia", jeszcze mocniej upewniłem się w swoim przekonaniu. Szłapa nie tylko znakomicie radzi sobie z farbami, ale jako jednemu z naprawdę niewielu, tworząc opowieść głównego nurtu za pomocą takich środków, udało się uniknąć efektu nadmiernej kiczowatości. W "Blerze" arsenał malarskich środków wyrazu udało się ujarzmić i zaprzęgnąć do opowiadania historii, a Szłapa zamiast silić się na popisowe splasze czy wielodniowe dłubanie przy planszach postawił na narracyjną płynność i perfekcyjny montaż. Efekt? Fenomenalny!

I tak, jak żałuję, że krakowski komiksiarz odszedł od swojego pierwotnego zamysłu, tak cieszę się, że posiedział trochę dłużej nad scenariuszem. Trudno jest mi powiedzieć, jaką rolę w kształtowaniu fabuły miały uwagi Karola Konwerskiego i Radosława Smektały, którzy na pewnym etapie prac byli zaangażowani w powstawanie skryptu, a na ile Szłapa potrafił krytycznie spojrzeć na swój własny tekst. Tak czy siak efekt jest bardzo dobry – w pierwszym albumie "Blera" (który ciągle pozostaje moim ulubionym epizodem w trylogii) poprawiono dialogi, pogłębiono fabułę i położono nacisk na dramaturgię, której punktem kulminacyjnym był znakomity cliffhanger w finale. Taki w dobrym, amerykańskim stylu, po którym z niekłamaną niecierpliwością czeka się na kolejny tom, odliczając dni do premiery. Bardzo udanym zabiegiem było wyłączenie z originu krakowskiego herosa fragmentów, które potem złożyły się na nagrodzoną w konkursie na krótką formę MFKiG 2010 nowelkę "Punkt widzenia".

Złośliwcy mogą zarzucać Rafałowi Szłapie koniunkturalizm, że na popularności własnej marki (wypracowanej i wylansowanej ciężką pracą) próbuje zbijać kasę sprzedając jeszcze raz to samo, tylko w nieco innej (nawet i gorszej pod pewnymi względami!) formie swoim fanom. To bzdura. Ja, choć wielkim fanem "Blera" nie jestem, miałem mnóstwo frajdy z tej lektury. Szczególnie, kiedy wziąłem pierwszą i ostateczną "Lepszą wersję życia" i mogłem oglądać, jak komiks zmieniał się, ewoluował, dojrzewał. Jako rzecz dla fanów, kolekcjonerów i ciekawych takiej właśnie lektury – "Pierwszą wersję życia" z czystym sumieniem mogę polecić. Natomiast, jako zamkniętą i spójną fabułę - już niekoniecznie.

Recenzję napisał Kuba Oleksak

niedziela, 19 stycznia 2014

#344 - Rok 2013 według krytyków [na Kolorowych Zeszytach]

Chyba nie nadaję się do pisania tego typu podsumowań. W ciągu paru ostatnich dni dotarło do mnie, że jeśli chodzi o komiksy z 2013 roku, niewiele pamiętam. Przeczytałem całe mnóstwo historii obrazkowych, ale nie kładłem nacisku na pozycje premierowe, znowu zaglądając przede wszystkim do studni bez dna o nazwie Moje Zaległości. A w środku same świetne rzeczy: nadgonienie "Invincible" i "Fables", nadrobienie "The Invisibles", "Shade'a", "X-Statix", "Irredeemable, "Savage`a Dragona"... Nic, tylko czytać, bo życia nie starczy, żeby się z tym wszystkim zapoznać. Niestety, nadrobiłem również "Thorgala" (przed minionym rokiem znałem sagę jedynie do albumu "Klatka") i uświadomiłem sobie, że ciekawość naprawdę jest pierwszym stopniem do piekła. Przeczytany kilka dni temu, już w roku bieżącym, tom "Kah-Aniel" to tylko smutne potwierdzenie tego, że należało zakończyć tę serię już dawno, z klasą, kiedy jeszcze pisał ją Van Hamme. Ale na pewno sprzedaje się bardzo dobrze, więc po co? [więcej na Kolorowych Zeszytach]

sobota, 18 stycznia 2014

#343 - Batman: Techniki zastraszania [Tony S. Daniel]

Chyba każdy fan przebierającego się w „roboczy” strój Bruce’a Wayne’a ma swój ulubiony aspekt postaci Batmana. Dla niektórych będzie on jednym z najlepszych na świecie detektywów, dla innych bohaterem zmagającym się z groźnymi, czasem wręcz przerażającymi przeciwnikami. Sam należę do grupy czytelników, dla których Zamaskowany Krzyżowiec jest przede wszystkim postacią tragiczną, spowitą mrokiem, bez przerwy balansującą na granicy szaleństwa. Bardziej od otoczenia Wayne’a (jego adwersarzy i zagadek, jakie musi rozwiązać w danym epizodzie swoich przygód) interesuje mnie stan umysłu bohatera oraz fakt, że pod pewnymi względami jest on niepokojąco podobny do tych, z którymi walczy. [więcej w najnowszym numerze ArtPapieru]

środa, 15 stycznia 2014

#342 - Mikoszka [Marcin Wiechno]

Na kilka słów o komiksie Mikoszka natknąłem się w jednym z pierwszych numerów zinu Biceps. Zachęcony pozytywną opinią, niemal od razu sięgnąłem po Tam, gdzie bies z lichem harcuje, czyli pierwszy album serii. Po lekturze mogłem jedynie powtórzyć słowa Szymona Holcmana – historia napisana i narysowana Marcina Wiechno to miejscami amatorka, jednak na tyle sympatyczna, że nie mogłem czytać jej bez uśmiechu. I nie był to uśmiech szyderczy ani oznaczający dezaprobatę. Niedawno sięgnąłem po część drugą, W nieznane, która potwierdziła moją dotychczasową opinię: Mikoszka to bardzo dobra rzecz. Na tyle, że chętnie sięgnąłbym po kolejne trzy albumy, zapowiadane pod koniec obu epizodów, ale o ile się orientuję, nie zostały wydane. Wielka szkoda.

Umówmy się: Wiechno nie stworzył wielkiego dzieła. W jego historii znalazła się cała masa wpadek, od tych, jakie można dostrzec w kadrach (na przykład ciągle zmieniająca się twarz głównego bohatera), po niekiedy żenujące błędy ortograficzne, pozwalające podejrzewać, że komiksu nie przeczytał zbyt uważnie nawet wydawca (ich poprawa nie wymagała wykwalifikowanej korekty, wystarczyło znać kilka podstawowych zasad pisowni, po czym raz to wszystko przejrzeć). Ale to wszystko jest mało istotne. Dlaczego? Bo Mikoszka to komiks robiony na tak zwanej zajawce (ile już razy wspominałem, jak bardzo nie znoszę tego słowa?) i czytając go nie czułem się tak, jakbym trzymał w rękach opowieść przygotowaną przez profesjonalistę. Kojarzyło mi się to raczej z przeglądaniem fajnego komiksu kumpla ze szkolnej ławki. Ale to dobrze. Coś jest w tego rodzaju historiach, że choć są z pozoru słabsze, często dają więcej radości niż „poważniejsze” wydawnictwa.

Mikoszka ujął mnie przede wszystkim klimatem. Słowiański bestiariusz, odpowiednio dawkowany nieco lubieżny humor i występujące momentami poczucie, że za każdym zakrętem czai się kolejny chochlik, upiór albo jeszcze inne dziwadło. Nie chcę się zbytnio i niezasłużenie dla twórcy serii zachwycać, ale przez tę opowieść można po prostu płynąć, ignorując wszelkie mielizny, niedopatrzenia i błędy. Wiechno w jakiś sposób osiągnął coś bardzo trudnego: zrobił komiks, którego nie da się uznać za w pełni dopracowany, ale jednocześnie pozwalający zapomnieć o tym wszystkim w czasie naprawdę przyjemnej lektury. Bo tu nie chodzi o słupki oraz wykresy pokazujące, jaki rysownik lepiej opanował anatomię człowieka. Nie w Mikoszce. Tym albumom naprawdę można wiele wybaczyć.

Po przeczytaniu całości chciałem więcej, przez co sięgnąłem po Bestiariusz słowiański Pawła Zycha i Witolda Vargasa. Chętnie sięgnąłbym po kolejne części serii, ale pewnie znajdują się teraz w szufladzie autora. Gdyby jednak wydano ciąg dalszy, od razu kupuję i czytam. Ktoś coś wie? Będzie jeszcze okazja dostać następne albumy?

czwartek, 9 stycznia 2014

#341 - Hard 2 [Tomasz Biniek]

O pierwszej części komiksu Hard można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest komiksem udanym. Z uśmiechem na twarzy można wspominać jego słynną, nagraną w pociągu recenzję, natomiast bardzo trudno wspominać o czymkolwiem związanym z samą opowieścią Tomasza Bińka. To po prostu kiepsko narysowany pornos i, jak przystało na ten gatunek, nie grzeszy ciekawą fabułą. Na kilkunastu stronach nie ma zbyt wielu godnych pochwały pomysłów: dziewczyna wchodzi do pociągu, ale w przedziale nie jest już tak rozbawiona, jak wspomniani recenzenci. Zostaje zgwałcona i zamordowana przez potwora z wielkim penisem. To właściwie tyle. Ostatnia, prezentująca jednooką panią komiksarz strona pozwalała przypuszczać, że czytelników czeka jeszcze ciąg dalszy, ale przez długi czas nic takiego nie następowało. A kiedy Biniek ukończył i opublikował Hard 2, okazało się, że nie jest to bezpośrednia kontynuacja pierwszej części. [całość na stronie Gildii Komiksu]

środa, 1 stycznia 2014

#340 - Komarów [Bart Nijstad]

Już pierwszy kontakt z komiksem Komarów zachęcił mnie do lektury: wziąłem go ze stoiska i szybko przejrzałem całość od początku do końca, choć zwykle staram się tego nie robić. Akurat w tym przypadku miało to sens, bo kiedy zobaczyłem choćby scenę z kobietą odwiedzającą lekarza, już wiedziałem, że koniecznie chcę przeczytać tę opowieść. Nawet przy tak pobieżnym zapoznaniu się z tym, co napisał i narysował Bart Nijstad, zauważyłem w jego historii wystarczająco dużo niepokojących rzeczy, by zechcieć poznać jej zakończenie i mieć ją u siebie na półce. [więcej w najnowszym, 44 numerze Grabarza]


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...