
Zakładam, że o
Fantasy Komiks słyszał już niemal każdy odwiedzający mojego bloga, ale na wszelki wypadek napiszę skrótowo o co chodzi: nowy miesięcznik Egmontu prezentujący, co za niespodzianka, komiksy fantasy, główne atuty: trzy albumy w każdym numerze, 160 stron, 19,99zł. Pomysł wydał mi się świetny, chociaż z dawnego zainteresowania fantasy pozostała u mnie jedynie fascynacja
Światem Dysku Pratchetta oraz planszówką
Magiczny Miecz (pamięta ktoś?), w którą zdarza mi się pograć raz na ruski rok. Byłem przekonany, że
Fantasy Komiks z miejsca przypadnie mi do gustu, bo zawsze uważałem, że opowieści obrazkowe będące czystą rozrywką i nie udające ambitnych dzieł są równie potrzebne, jak prawdziwe ambitne dzieła. Nie wziąłem tylko pod uwagę, że historyjki do poczytania na kibelku lub w pociągu też dzielą się na dobre i kiepskie, a zawartość nowego magazynu Egmontu niestety stoi bliżej tego drugiego określenia. I chociaż przed kupnem pierwszego numeru wyobrażałem już sobie całą półkę zapełnioną kolejnymi rocznikami FK, teraz już wiem, że jeśli następne dwa wydania również mi się nie spodobają, po prostu zrezygnuję z tego pomysłu.
Oczywiście nie oczekiwałem żadnych fajerwerków, ale jednak nastawiłem się na coś trochę lepszego. Gdybym miał szesnaście lat, być może byłbym zachwycony, tyle że od tamtego czasu widziałem nieco więcej, w związku z czym całość wydaje mi się zbyt wtórna, żebym był zadowolony nawet przy nastawieniu na odmóżdżającą rozrywkę. Pomijając humorystyczne jednoplanszówki umieszczone pomiędzy poszczególnymi albumami (bo też nie ma o czym się rozpisywać), dostajemy trzy opowieści -
Rozbitkowie z Ythaq,
Legendę oraz
Lasy Opalu.
Scenariusz do pierwszego albumu napisał Scotch Arleson, autor "słynnych serii o świecie Troy", których nie znam, ale widząc poziom opowieści, raczej nie mam czego żałować. Zaskoczyło mnie jedynie zakończenie, ale żeby do niego dotrzeć, należało przebrnąć przez masę nieciekawych wątków oraz rysunków, które są niezłe, jednak pomniejszony format
Fantasy Komiks nieco przeszkadza w odbiorze.
Rozbitkowie z Ythaq to komiks prezentujący przygody trójki bohaterów, którzy rozbili się na nieznanej planecie i próbują się z niej wydostać. Nie za bardzo obchodzi mnie, czy dadzą radę. Pięć minut po skończeniu lektury nie pamiętałem już imion najważniejszych postaci, chociaż jedna pani wyglądała całkiem fajnie i była dość niegrzeczna. Pierwsze rozczarowanie.
Legenda to komiks autorstwa Swolfsa, którego
Książę Nocy był dla mnie niezłą opowieścią, chociaż nie wiem, jak odebrałbym ją po latach. Drugi album w
Fantasy Komiks jest moim zdaniem najlepszym w całym magazynie - przechodzi się przez niego gładko, jest nieźle narysowany, da się to strawić. Nie znaczy to wcale, że
Legenda wymiata, bo mimo powyższych pochwał mamy tu do czynienia z rażącym oczy schematem: jakieś królestwo, uzurpator kontrolowany przez złego doradcę i mordujący króla wraz z rodziną, poza niemowlakiem, prawowitym następcą tronu, któremu udaje się przeżyć i wychowuje się w lesie. Fascynujące.
Trzeci album,
Lasy Opalu, również został napisane przez Arlestona i również nie zachwyca. Wyobraźcie sobie, że "Darko, syn zwykłego optyka, okazuje się zbawcą ze starej przepowiedni". Boję się, że zanim Darko zbawi świat, wytrwałych czytelników
Fantasy Komiks czeka jeszcze sporo przygód takich jak pojedynek na śmierdzące nogi. Może się mylę, ale czytając takie historie mam nieodparte wrażenie, że takie coś może pisać każdy, tyle że większość pozbyłaby się podobnego scenariusza po przepuszczeniu go przez filtr samokrytyki.
Mimo powyższych słów trzymam kciuki za powodzenie
Fantasy Komiks, bo taki magazyn jest potrzebny. Tanie i łatwe w odbiorze opowieści obrazkowe mogą zachęcić i przyciągnąć nowych (przypuszczam, że przede wszystkim młodszych) czytelników do tego medium, a fantasy ma chyba nadal wielu entuzjastów, więc przy dobrej promocji może się to udać. Tylko żeby sam poziom tych tanich i łatwych w odbiorze opowieści był wyższy - nawet jeżeli to tylko pulpa, nie chcę mieć wrażenia, że kpi się z mojej inteligencji. Uczucie czytania tego samego po raz nie wiadomo który również nie sprawia przyjemności. Kupię jeszcze drugi i trzeci numer, potem podejmę decyzję, czy moje dwudziestozłotówki nie powinny trafiać do kogoś innego.